piątek, 21 września 2018

Od Ramsay'a CD Nico

Spałem wyjątkowo długo. Było przed szesnastą, gdy się obudziłem. Świetnie. Leniwie przeciągnąłem się i przewróciłem na drugi bok. W końcu z wolnego trzeba korzystać, nie? Wczoraj spędziłem czas do ósmej rano oglądając seriale. Doskonale wiedziałem, że wcześniej i tak nie zasnę, od paru lat mam z tym straszne problemy. Leżałem sobie tak jeszcze chwilkę, by stwierdzić, że na pewno jestem gotowy na opuszczenie swojej strefy komfortu.
- Dzień dobry! - wykrzyknąłem stawiając nogi na zimnych panelach.
Mieszkam sam, ale zawsze mogę liczyć na to, że głosy w mojej głowie mi odpowiedzą. Żartuję przecież, nie ma żadnych głosów. Pomyślałem, że warto byłoby zrobić sobie jakieś śniadanie, chociaż w ogóle nie byłe głodny. Wszyscy zawsze powtarzali, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Kiedy wszedłem do kuchni i w poszukiwaniu jedzenia zacząłem akcję przeszukiwania szafek i półek w lodówce, stwierdziłem, że nie mam w domu nic, na co mam ochotę.
- Chyba trzeba skoczyć do sklepu. - podrapałem się po głowie.
Szybkim krokiem udałem się do łazienki na poranną toaletę, wziąłem szybki prysznic i nałożyłem czyste ubrania.
- No wspaniale. - mruknąłem przechodząc koło dużego lustra.
Mieszkam w ogromnym bloku mieszkalnym, na szóstym piętrze i to w dodatku bez windy. Wchodzenie i schodzenie po tych schodach zaliczam do głównej aktywności fizycznej w moim życiu. Schodząc zabrałem ze skrzynek na listy ulotkę z reklamą nowej knajpki serwującej pizzę, co warto będzie później sprawdzić. Schowałem ją do kieszeni i wyszedłem z budynku. Skierowałem się do najbliższego marketu, po to, aby kupić kompletnie nieprzydatne mi rzeczy, wydać ciężko zarobione pieniądze na głupoty i ostatecznie nie kupić tego, po co tam idę. Czyli tradycyjnie.
Wpakowałem do koszyka produkty pierwszej potrzeby, czyli jakiś chleb, kilka bułek, ser, mleko i wino na wieczór. Raz na jakiś czas można. Kolejka była niemiłosiernie długa, toteż nie będę was zadręczał całkowitym opisem tego, co się działo.
Po powrocie do domu szybko zrobiłem sobie kanapki, włączyłem komputer i zacząłem sobie szukać filmu, który mógłby zając mi czas w czasie jedzenia. Nim się obejrzałem, zrobiła się godzina dziewiętnasta, a na zewnątrz zaczynało się ściemniać. Nie wiem co dokładnie mi strzeliło do łba, ale pomyślałem, że to świetna pora na spacer, może mnie to zmęczy i szybciej pójdzie mi zasypianie.
Park to przecież wspaniałe miejsce, by udać się do niego, gdy jest już ciemno, a moja niezwykła zdolność do robienia sobie problemów miała właśnie okazję do tego, żeby się wykazać. Spacerowałem tak sobie podziwiając okolicę, którą rozświetlał tylko księżyc i latarnie rozstawione co kilkadziesiąt metrów. Zatrzymałem się i spojrzałem na gwiazdy, wprawdzie nie były tak ładne jak ja, ale miały swój urok. Schowałem ręce w kieszeniach bluzy i stałem, po prostu stałem. Zanim zdążyłem zareagować na coraz głośniejsze odgłosy kroków, zostałem staranowany.
- Co do cholery? - warknąłem spychając z siebie zakrytego kapturem jegomościa. - Myślisz, że kim ty jesteś, co? - wstałem z ziemi i otrzepałem się z kurzu.
- Ramsay? - spytał chłopak w bluzie z kapturem. Poznałem ten głos, a kiedy odsłonił bardziej twarz, od razu rozpoznałem Ray'a. - Co tu robisz o tej porze?
- Co ja tutaj robię? Spaceruję, ale ty zapewne masz jakieś ambitniejsze powody, aby tutaj być, co? - prychnąłem. - Zresztą nieważne, skoro już tutaj jesteś, to nie chcesz może iść do pizzeri? - zapytałem przypominając sobie o ulotce, która miałem schowaną w kieszeni. - W sumie trochę zgłodniałem, może pójdziemy coś przegryźć, co ty na to?

Nico?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz